2009-11-11, 12:00Sycylia 28.10-11.11.2009

Sycylia.

Na przełomie października i listopada udało mi się zrealizować kolejne marzenie. Zobaczyłem wyjątkowe miejsce jakim jest Sycylia, a przede wszystkim wspiąłem się na szczyt trzech słynnych wulkanów. Wezuwiusz, Etna i Vulkano na długo pozostaną w mojej pamięci. Wyjazd tym bardziej był udany, ponieważ spędziłem go razem z moją Kochaną Asią i grupką znajomych.

Z Polski wyjazd zaplanowaliśmy tak, by po około 20 godzinach jazdy dotrzeć na wieczór w okolice Neapolu. Całą grupą wyjechaliśmy z Katowic w środę 28 października o godzinie 21:00. Wschód słońca oglądaliśmy w Alpach, a w przerwie na stacji po wyjściu z samochodu potwierdziło się to, że jedziemy do cieplejszego kraju niż nasza szara Polska. Wieczorem rozbiliśmy się na kempingu w Pompejach, a na deser zjedliśmy kilka pomarańczy zerwanych prosto z drzewa:).

Podczas tej wycieczki mieliśmy zaglądnąć do kilku kraterów… Na pierwszy ogień miał pójść Wezuwiusz. W piątek rano towarzyszyła nam piękna pogoda, ruszyliśmy ubrani „na krótko”. Od startu zaczęliśmy zdobywać wysokość, do pokonania było około 1200 m w pionie. Na 1000 m n.p.m. skończyła się droga asfaltowa, którą wywożeni są turyści. Co gorsza dalej można było iść tylko pieszo, w dodatku po uiszczeniu opłaty:/. Trudno, chęć zobaczenia na własne oczy krateru pozwoliła to zaakceptować. Rozglądając się dookoła szybko doszliśmy na szczyt. Po za konkretną dziurą i małym dymkiem nic specjalnego. Trochę rozczarowani zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcia i zaczęliśmy wracać. Zjeżdżając zbiliśmy trochę z trasy by zasmakować single-tracków w lawie, co poprawiło nasze morale:). Wieczorem udaliśmy się do centrum Pompejów, przede wszystkim na pierwszą pizze.

img_3123_400

Następnego dnia mieliśmy jechać do głównego celu naszej wycieczki – Sycylii. Jednak wcześniej postanowiliśmy przejechać się po najpiękniejszym włoskim wybrzeżu. Około 40 km wzdłuż morza drogą wykutą w skale, w górę i w dół, tunelami i galeriami. Temperatura mocno nas rozpieszczała, w słońcu ponad 30 stopni! Zakończyliśmy w malowniczo położonym Amalfi, skąd zabrał nas bus. O świcie przeprawiliśmy się promem do Mesyny, jesteśmy na Sycylii! Po godzinie dojechaliśmy na kemping, z którego następnego dnia będziemy atakować wulkan Etna, najwyższy wulkan w Europie (3323 m n.p.m.). Trochę zmęczeni podróżą udaliśmy się na plażę, woda była tak ciepła, że z przyjemnością można było się kąpać. Później wybraliśmy się na krótką przejażdżkę do miejscowości Taormina, z której obserwowaliśmy ośnieżony wierzchołek Etny, nad którym unosił się dym. Po spróbowaniu miejscowej potrawy Pesce spada, wróciliśmy na plażę gdzie delektowaliśmy się ciszą przerywaną tylko napływającymi falami oraz regionalnymi winami:).

 

ETNA.

p13_-_etna_640_01W poniedziałek wstaliśmy przed wschodem słońca. Dzień wcześniej przygotowaliśmy rowery i potrzebne bagaże, teraz wystarczyło tylko zjeść porządne śniadanie i ruszyć zdobywać Etnę. Na 1950 m n.p.m. prowadzi droga asfaltowa. Szybko wjeżdżamy w niespotykany dla nas krajobraz, zanika roślinność, a wyłania się lśniąca, czarna lawa. Kolejny bezchmurny dzień pozwala nam od początku śledzić wierzchołek wulkanu. Od 1950 m n.p.m. można wyjechać kolejką, która w zimie wywozi narciarzy! Oczywiście jedziemy rowerami, serpentynami którymi pewnie prowadzi zjazd. Cały czas z młynka, nachylenie od kilkunastu procent, często przekracza dwadzieścia. Mozolnie zdobywamy wysokość, tym bardziej, że co chwilę zatrzymuję się w ciekawych miejscach by zrobić zdjęcia. Do oficjalnie najwyższego punktu dostępnego dla turystów mamy 10 kilometrów i 1000 m w pionie. Z każdym zakrętem wyłaniają się nowe twory skalne zachwycające swoim ukształtowaniem. Z daleka widzimy już pierwsze kratery, a szczyt rysuje się co raz dokładniej. Po 2 godzinach szutrowej, a dokładnie lawowej drodze docieramy na prawie 3000 m n.p.m. Nie dużo wcześniej założyłem bluzę i nogawki, słońce mocno operowało, ale im wyżej tym mocniej dokuczał zimny i bardzo silny wiatr. W zacienionych miejscach leżał śnieg, co dawało niesamowity kontrast z czarną lawą. Sam widok jest nie do opisania, w małym stopniu utrwaliły go zdjęcia. Dookoła umieszczony były tabliczki ostrzegawcze, ale po krótkiej rozmowie z Włochem robiącym jakieś pomiary specjalnymi przyrządami, który wskazał mi najlepszą drogę na szczyt, postanowiłem zaatakować najwyższy krater nad którym wyraźnie unosił się dym. Gdy nie widziałem już żadnych ludzi, a towarzyszył mi tylko świszczący wiatr czułem się jak na pionierskiej wyprawie. Włoch wskazał mi dwie opcje, jedna małym zagłębieniem, w którym leżało sporo śniegu, druga po bardziej odsłoniętym zboczu, ale też bardziej stromym. Wybrałem tą drugą. Luźne kamienie i popiół powodowały, że za każdym krokiem zsuwałem się kilkadziesiąt centymetrów. Posuwałem się bardzo mozolnie, trochę zmęczony, może też w ograniczonej ilości tlenu, a na pewno mocno podekscytowany. Gdy spróbowałem iść podpierając się również rękami, tak by równo rozkładać ciężar ciała, okazało się, że te kamienie są gorące. Szok. Spróbowałem iść po języku śnieżnym, było to najlepsze rozwiązanie. Będąc na 3200 metrach, już tak blisko szczytu zacząłem mocno odczuwać siarkę. Wkroczyłem na rozległe pole siarkowe, nad którym pomimo przenikającego wiatru unosił się bardzo nieprzyjemny zapach. Oczy zaczęły mi łzawić, a łykane powietrze powodowało, że się krztusiłem. Kolejna chwila zawahania, wracać? Jeszcze spróbuję, chce zdobyć ten szczyt. W końcu udało się, od szczytu dzieli mnie kilka kroków. Krater wyobrażałem sobie podobnie jak ten z Wezuwiusza, nie oczekiwałem już czegoś zaskakującego, po prostu dziura…  Nagle stanąłem jak wryty. Jest dziura, ale nad nią kłębowisko dymu, wydobywającego się z wielu pęknięć, a do tego szczypiąca w oczy siarka. Miałem wrażenie, że on zaraz wybuchnie! Muszę wrócić, powiedzieć ludziom na dole. Będąc te 300 metrów niżej nic nie zwiastowało takiego widoku. Trochę ochłonąłem i zacząłem robić zdjęcia. Widok ze szczytu również był powalający. Góry, wybrzeże, morze… a ja ponad tym wszystkim. To trzeba przeżyć! Schodząc chciałem obejść pole siarki i zgubiłem swoje ślady, zacząłem iść prosto w kierunku miejsca startu. Raz zeskakując, a raz wspinając się na zastygniętą lawę. Niesamowite. Na deser został mi 10 kilometrowy zjazd, z niezliczoną ilością agrafek. Podłoże pozwalało przejeżdżać je całe poślizgiem. Chyba najlepszy zjazd jaki jechałem, a na pewno z najlepszymi widokami. Wracając zatrzymywałem się jeszcze kilka razy spoglądając w stronę krateru, poczułem ogromny respekt przed siłami natury.

p1010373_400

Kolejny dzień przeznaczyliśmy na odpoczynek, zwiedziliśmy miasto Katania, z której również w oddali było widać wulkan o swoim charakterystycznym co raz bardziej stromym zboczu ku górze ze ściętym wierzchołkiem. Nie pozwalał o sobie zapomnieć. W środę opuściliśmy wschodnie wybrzeże i ruszyliśmy w stronę słynnego kurortu z piaszczystymi plażami, w okolicach miasta Cefalu. Przez pierwszą część za plecami towarzyszyła nam Etna, przez noc przysypana świeżą warstwą śniegu lśniła się do słońca. Rewelacyjną drogą, na której spotykaliśmy jedynie kozy i byki wyjechaliśmy na ponad 1300 metrów. Zjazd dostarczył wielu emocji, a na kemping dojechaliśmy już samochodem.

Okolice CEFALU.

Cefalu znajduje się na północnym wybrzeżu, mniej więcej po środku, Kemping gwarantował malowniczy wschód słońca nad morzem. W głąb wyspy znajdują się góry Madonie z najwyższym szczytem Carbonara (1979 m n.p.m.), wokół którego planujemy pojeździć. W czwartek kierujemy się do miejscowości Castelbouno, nad którym góruje zamek, następnie zobaczymy Santuario di Gibilmanna położone na 800 m n.p.m. i zjedziemy do Cefalu. Jadąc od wybrzeża najpierw zachwyca mnie konstrukcja wiaduktu autostrady. Gdy wjechaliśmy już nieco w głąb zauważam dookoła soczystą zieleń, bez objawów jesieni, która zaatakowała już wschodnie wybrzeże. Interesujące, jak na tak krótkiej odległości (około 150 km) może się zmienić klimat. Oliwkowe gaje, dużo kwiatów, a wszystko takie świeże i pełne życia cieszyło oczy. Z sanktuarium rozpościera się widok na morze, przed nami kilkanaście kilometrów zjazdu serpentynami. Samo Cefalu podobne jest do wielu włoskich miasteczek, ale wyróżnia go piaszczysta plaża, katedra z XII wieku i skalne wzniesienie, na którym pierwotnie założono miasto. Wpatrując się w fale odpoczywam na plaży. Wieczorem jeszcze raz przyjeżdżamy na starówkę by pospacerować wąskimi uliczkami.

Piątek jest pierwszym dniem niepewnym o dobrą pogodę. Wybieramy się do stolicy Sycylii, Palermo. Cały dzień przechadzamy się po uliczkach oglądając zabytkowe katedry, pałace i różne dzielnice z tradycyjnymi targami. Kolejny raz skusiliśmy się również na lokalne specjały, tym razem owoce morza: krewetki, kalmary, a nawet ośmiorniczka:).

Sobota to kolejny dzień w którym rowerami zapuszczamy się do Parku Madonie. Miejscowość Petralia na 1000 m n.p.m. jest dla mnie początkiem szlaku w kierunku wspomnianej Carbonary. Niestety zachmurzone niebo zasłania szczyt, a od czasu do czasu kropi deszcz. Pozostaje mi jedynie cieszyć się jazdą. Wyjeżdżam  na 1350 metrów i trawersując górę dojeżdżam do początku zjazdu. Kręty szuter wije się w lesie, co chwile mijam dziko pasące się byki i kozy, na szczęście one też się mnie boją. Mokre kamienie i chmura w której widoczność nie przekracza kilkudziesięciu metrów dostarczyły wielu niezapomnianych emocji. Dalej niebo się rozpogadza i decyduję dołożyć sobie jeszcze miejscowość Pollina. Po około 500 metrach w pionie wjeżdżam w wąskie uliczki o średniowiecznym charakterze. Na samym szczycie znajduje się teatr zbudowany na wzór grecko-rzymski, z którego rozpościera się panorama gór. W drugą stronę widać morze, które wydaje się być bezpośrednio pode mną. Zachwycają również obłoki, które przesuwają się na mojej wysokości. Spokój zachęca do pozostania na dłużej, ale słońce powoli zachodzi, więc udaję się w dół na kemping. Kolejny zjazd z niekończącymi się agrafkami, dostarcza na koniec dnia adrenaliny. Jeszcze tego dnia przenosimy się na inny kemping w okolice miasta Milazzo, by rano promem udać się na wyspę Wulkano!

img_4442_400

VULKANO.

Niedziela, godzina 9:00, wskakujemy na prom i ruszamy w kierunku wysp Liparyjskich. Oj, będzie się działo. Oczywiście mamy ze sobą rowery, bo jak inaczej można zdobywać wulkany? Na miejsce docieramy po nieco ponad godzinnym rejsie. Przywitał nas „interesujący” zapach siarki z błotnego jeziora, w którym można się wykąpać. Na szczęście nikt nie chciał poprawić swojej kondycji zdrowotnej. Ale do rzeczy. Ruszamy na krater. Tylko 391 m w pionie w porównaniu z wcześniej zdobytą Etną nie robiło wrażenia. Ze szczytu obejrzeliśmy cały krater i panoramę okolicznych wysepek. Trochę wygłupów w siarkowym dymie, na szczęście silny wiatr przewiewał nieprzyjemny szczypiący zapach. Na Wulkano mogliśmy również zejść do krateru. Czekając na spóźniający się prom zobaczyliśmy czarną plażę i pozostałą część urzekającej wyspy. Wieczorem udaliśmy się w drogę powrotną, planując jeszcze jednodniowy postój w Neapolu,  gdzie zwiedziliśmy centrum i słynne miasto Pompeje, w którym życie zatrzymało się 2000 lat temu. Ruszając w drogę powrotną spoglądałem na niepokojący kształt Wezuwiusza, by jak najdłużej pozostał w mojej pamięci. Polska przywitała nas typową deszczową pogodą, ale w głowie pozostał jeszcze słoneczny krajobraz Sycylii z górującą nad wszystkim Etną… i na pewno pozostanie na długo.

img_5010_400

Na koniec chciałem podziękować wszystkim uczestnikom tej wycieczki za miło spędzone dwa tygodnie wakacji. Pozdrowienia!

Zdjęcia z wyjazdu w Galerii.


Wszystkie artykuły:

Polar
(2010-07-20, 10:00)
Polar
Chciałbym wszystkim polecić jeden z bardziej zaawansowanych pulsometrów na rynku. ...
więcej
Pruchnik
(2010-07-03, 20:00)
Pruchnik
Siódmy artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to kolejna relacja z ...
więcej
Strzyżów
(2010-06-27, 20:00)
Strzyżów
Szósty artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to relacja z przebiegu ...
więcej
Piechowice - PP
(2010-06-19, 20:00)
Piechowice - PP
Piąty artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to relacja z Pucharu ...
więcej
Kielnarowa - AMP
(2010-05-14, 20:00)
Kielnarowa - AMP
Czwarty artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to relacja z Akademickich ...
więcej
Zdzieszowice
(2010-05-08, 20:00)
Zdzieszowice
Trzeci artykuł w Gazecie Codziennej Nowiny to znów ogólnopolski cykl ...
więcej
Copyright © 2010 Piotr Sarna All rights reserved.