2012-05-12, 20:00Bike Maraton – Wieluń – 12.05.2012

Aktualizacja 15.05.2012, godz. 15:00.  Podróż na Wieluń rozkładam na dwa dni. W piątek dojeżdżam do Krakowa na nocleg (dzięki Maciej!), a w sobotę rano w okrojonym składzie ruszamy w dalszą drogę. Ile łatwiej jest dojechać na wyścigi z Krakowa… ehh. Ale do rzeczy.

Prognozy zapowiadały mocne opady, silny wiatr i ochłodzenie. Kilka razy się zmieniały, raz na gorzej, raz na lepiej. Ostatecznie, kiedy dojechaliśmy o 9:30 na miejsce, sytuacja nie wyglądała źle. Ulewy nie było. Raczej mży niż pada, ale jest zimno. Co prawda wczoraj mogłem jeszcze pośmigać przy prawie 30 stopniowej i bezwietrznej pogodzie. Nie lubię takich zmian. Dziś jednak za bardzo się tym nie przejmuję. Mam to, co chciałem, w końcu ocenię swoją formę i wystartuję w pierwszym w tym sezonie wyścigu w Polsce:].

img_3661_34_400W sektorze ustawiam się szybko, wcześniej przekręciłem z 5-10 minut po początku i końcu trasy. Start. Wszyscy mocno napierają do przodu. Szybko w teren, choć na początku twardo. Tylko kałuże. Tarcze zaczynają wydawać charakterystyczny dźwięk ginących klocków. Przypomina mi się 5 etap Epica - porównamy właściwości ścierające naszego błota. Co chwilę dohamowanie, skręt 90 stopni i gaz. Tego nie lubię, tym bardziej teraz. Każdy chce być maksymalnie z przodu, żeby dobrze widzieć drogę i tym samym lekko schowanym, żeby oszczędzać siły. Kilka osób ma pecha, wyhacza dołki, kamienie i albo ląduje w błotku, albo słychać schodzące powietrze. Do rozjazdu dojeżdżam w pierwszej grupce, w której tempo nadają zawodnicy Krossa i DSRy. Kilku z innych klubów kręci się razem ze mną w ogonie. Tempo się uspokoiło. Nie czułem się przepalony, ale też nie mogłem się mocniej zagiąć. Każde przyśpieszenie kasowałem spokojnie. Pewnie przez to traciłem trochę więcej sił.

wielu1_400Pierwszy dłuższy podjazd (jak na Wieluń) znów naciągnął naszą grupę i jakoś bez walki zostałem. Może tak to oceniam, że bez walki, a pewnie walczyłem, tylko nie pamiętam:] Rower na zjazdach prowadzi mi się dobrze, nie mam problemów z opanowaniem poślizgów. Trochę kiepsko jedzie się na 21 kilometrze ze świadomością, że kolejne 75 przejedzie się prawdopodobnie samemu. Na dłuższym, dobrze widocznym podjeździe dostrzegam dwóch zawodników z mega, którzy również musieli zostać. Może jak do nich dospawam, to trochę razem popracujemy. Próbuję jechać szybciej. Mam z 50 sekund. Oj, sporo dostałem już na początek. Teraz widzę, że sukcesywnie odrabiam. 40, 30… Ale nie idzie to jakoś szybko i czuję, że szybciej zbliżymy się do rozjazdu, hehe. Rzeczywiście tak jest, w dodatku goniąc, zostaję dogoniony przez mieszaną dwójkę - Adama z mega, który zaraz od nas odbija do mety i Michała, z którym wjeżdżam na drugą pętlę. No proszę, jaki ładny 29er. Jeżeli to prawda, co się mówi o dużych kołach, to mógł mieć w drugiej części pętli przewagę. Podobnie z końcówką do mety.

acuch_wielu_400Jazda we dwójkę wcale nie jest przyjemna. Mało widać, po oczach leje się strumień wody i błota. Analizuję sytuację. Jeżeli nie zaatakuję na początkowych hopkach, to potem mogę mieć z nim problemy. Tak też robię, ruszając mocniej na pierwszym podjeździe. Od jakiegoś czasu, coraz bardziej, podskakuje mi łańcuch. Regularnie. Domyślam się, że musiało ucierpieć jakieś ogniwko. Skuwacz wiozę, ale póki co jedziemy. Z blatu oczywiście nie zrzucam, nawet nie próbuję. W takim terenie to nie będzie się kręcić. I tak, przez uszkodzone ogniwo, łańcuch wariuje. Stromy podjazd, który w ubiegłym roku podjeżdżałem, teraz wolę podbiec. Michał jeszcze raz do mnie dospawał i tutaj ładnie ciśnie. Ale podbiegając robię odstęp i dalej zaczynam go powiększać. Szukam optymalnej kadencji. Takiej, która nie będzie mocno napinała łańcucha, ale pozwoli mi możliwie długo przepedałować, przed przeskoczeniem łańcucha. Jakieś 3-4 obroty korbą. Wyliczam sobie rytm i w tym momencie lekko puszczam korby. Tak kontynuuję jazdę i widzę, że zrobiłem już sporą przewagę. Ok., to teraz tylko dojechać. Picie w bidonie się kończy, żarcia nie mam. To przez zimno, chodź jakoś bardzo go nie odczuwam. Od rozjazdu, droga jest mega nudna. Łańcuch coraz bardziej skacze, ale Michała nie widzę na długich prostych. Uda się? Jeszcze trochę mazi błotnej mocno utrudniającej jazdę. Na 5 kilometrów przed metą zastanawiam się, czy jak urwę łańcuch to lepiej biec, czy naprawiać, hehe. Generalnie nie mam też już za bardzo siły jechać. Na tętno wstyd popatrzeć, wyścigowe ono nie jest. Ale nie ma co już się szarpać. Byle dojechać do mety.

meta_400Z czasem 3:45:53 wjeżdżam 4 open, 2 w kategorii. Strata znaczna, w porównaniu do ubiegłego roku z kapciem. Słabiej o 8 minut. Teraz walczyłem z łańcuchem, pewnie trochę przez niego straciłem, ale nogi zdecydowanie nie czuły wyścigu. To, co zawsze wypracowuję na pierwszych wyścigach, teraz będę robił z miesięcznym opóźnieniem, kiedy wszyscy już pomykają. Z drugiej strony, po miesięcznej przerwie i dwóch tygodniach treningów nie da się tak szybko odbudować formy. Byłoby za łatwo, a taki ten sport na pewno nie jest. I o to chodzi. Trzeba być twardym i do przodu.

Później okazuje się, że Michał startował z drugiego sektora i nie wystarczyło utrzymać nad nim dystansu. W wynikach przegrywam o 17 sekund, całe nic. Nie ma to znaczenia. Po wręczeniu nagród uśmiech miałem na pewno większy niż Michał. Ja dostałem Brunoxa, on nie!  A rower trzeba ogarnąć, hehehe…

dsc02707_400Jeszcze Achilles. Na wyścigu nawet spoko, kilka razy coś mnie pikło, ale myślałem, że to głowa. Choć zimno i szarpanie na pewno nie miało dobrego wpływu. W sumie dopiero podczas jazdy przypomniałem sobie, że nie dawno miałem z nim problemy. Teraz, po wyścigu czuję lekko zblokowaną stopę i promieniowanie. Mam nadzieję, że wszystko będzie ok.

Dodane 15.05.2012, gody 15:00:

Niestety. W niedzielę ścięgno było jeszcze bardziej napięte, a każdy ruch powodował skrobanie. Starałem się w ogóle go nie męczyć, ale trudności sprawiała nawet jazda samochodem. Psycha siada. Poniedziałek. Dalej czuje promieniowanie, wcale nie ma poprawy. Asia po raz kolejny zakłada mi Taping. Odwiedzam też znajomego lekarza, nie wiem co bym zrobił jakbym miał czekać w normalnej rejestracji, gdzie miejsca do końca roku są zajęte! Doktor potwierdza, że nie jest dobrze. Rozwija się zapalenie:/ Może skończyć się antybiotykiem i usztywnieniem. Masakra. Oczywiście zakaz obciążania. Znów rower w odstawkę, a już zaczynałem czuć rezultat po dwóch tygodniach kręcenia. Przez ten czas nie było żadnych sygnałów od Achillesa, a przejechałem ponad 40 godzin. Ocenimy w najbliższe dni, jaki jest stan ścięgna i w czwartek lub piątek zapadnie decyzja co dalej…

Wspomniałem jeszcze, że wrzucę wykres z Polara. Pomimo nienajlepszego humoru poddałem go drobnej analizie i porównaniom. Ciągle mam nadzieję, że będę mógł szybko wrócić do treningów, a wtedy przyda się to, co teraz na świeżo zaobserwowałem.
wykres_wielu_razem1_640
Po pierwsze, brak zagięcia. Nie było momentów, w których jechałbym na maxa. Ok., czyli wiadomo, co trzeba wprowadzić w treningi. Ciekawy jest fakt, że początek, do rozjazdu, przejechaliśmy w bardzo podobnym czasie jak w ubiegłym roku, kiedy było sucho, a czołowych zawodników było nawet więcej. Wtedy mogło przysporzyć mi to nawet więcej problemu, bo dzień wcześniej robiłem badania w Diagnostix w Wiśle, a teraz leciałem na świeżego. W takim razie, co dalej. Na pętlach już widać różnicę: licząc bez kapcia w 2011 - 01:15 h do 01:20 h w 2012 i analogicznie drugie pętle 01:18 do 01:22.  Patrząc tylko na ten rok, czyli 01:20 h, druga 01:22 h. To jest nieco ponad 2%, myślę, że w niewielkim stopniu spowodowane pogarszającymi się warunkami na trasie i pogłębiającą się awarią łańcucha, a słabnięciem organizmu. Tętno się obniża, różnica pięciu uderzeń. Powrót do mety to już katastrofa, 20% różnicy. 25 minut w ubiegłym roku, teraz 30. Fakt, miałem naderwane ogniwo i oszczędzałem rower, mając jakby się mogło wydawać pewną pozycję. Chwilę też jechałem już bez picia i na głodnego, ale patrząc po tętnie i zresztą pamiętając końcówkę, miałem po prostu dość. Zwykle to właśnie z czasem nabieram tempa, pętle przejeżdżam w jednakowym czasie, a tu jednoznacznie wyścig pokazał, jakie mam braki. Czyli nie tylko wykończenie czy zagięcie i gotowość startowa, ale i wytrzymałość. Przez kontuzję ucierpiały nawet moje mocne strony. Kilka innych uwag pozostawię już sobie, ale tym przykładem chciałem zachęcić Was do robienia podobnych spostrzeżeń po wyścigu. Na pewno przyda się to wszystkim w układaniu dalszych treningów. Urządzenie takie jak Polar świetnie się do tego nadaje i oczywiście służyć może również podczas treningów.


Wszystkie artykuły:

Mój podstawowy mikrocykl.
(2012-05-02, 20:00)
Mój podstawowy mikrocykl.
Aktualizacja 04.05.2012 godz. 10:00. W poprzednim newsie wspomniałem o kontuzji, ...
więcej
Kontuzja i pierwsze... pauzowanie.
(2012-04-29, 20:00)
Kontuzja i pierwsze... pauzowanie.
17 marca, wsiadając w pędzie do samolotu zostawiałem sporo tematów, ...
więcej
TVP Rzeszów - Aktualności - 21.04.2012
(2012-04-24, 20:00)
TVP Rzeszów - Aktualności - 21.04.2012
W sobotę, 21 kwietnia, w serwisie informacyjnym "Aktualności" telewizji TVP ...
więcej
Rzeszowski Maraton Rowerowy Cyklokarpaty.pl!!!
(2012-04-21, 10:00)
Rzeszowski Maraton Rowerowy Cyklokarpaty.pl!!!
Zapraszam na Rzeszowski Maraton Rowerowy otwierający serię Cyklokarpaty.pl w Rzeszowie! W ...
więcej
Ostatnia afrykańska przygoda.
(2012-04-10, 20:00)
Ostatnia afrykańska przygoda.
Podejmując w listopadzie decyzje odnośnie startu w Absa Cape Epic ...
więcej
„Od połowy wcale nie jest z górki” – „This is Epic 2”
(2012-04-02, 20:00)
„Od połowy wcale nie jest z górki” – „This is Epic 2”
Jesteśmy w połowie wyścigu, jak będzie wyglądał dalej? Trochę ulgi, ...
więcej
Copyright © 2010 Piotr Sarna All rights reserved.